1.
rozpuściłam gałęzie pojętne jak znaki nie przed kpiną ale prawdą rozczesuję obłoki jasnych rys
tyle głosów zaszło nie wiadomo za – kim –
a wszystko co odrasta to jedyny ciąg dalszy który niecierpliwy żywioł zetrze
jestem przeraźliwie skończona choćbym rosła długo jeszcze przez zatrzaśnięte powietrze
2.
nocy telenta się u widnokręgu ledwo zatartych konstelacji natłok póki nad ziemią w świtu pręgach nie zważy się potłuczone światło
w nim – to co widoczne – nie śmierć ani nawet starość ale – obecność lżejsza od pustki
więc już – już nazajutrz inne drzewo się otworzy i przerażone w czerń upuści bystry jak krew biały korzeń
|