Nie pamiętam już tamtego widoku, od którego otworzyły się moje oczy, ale one z każdym śmiałym kolorem, każdą nową twarzą zobaczoną coraz bardziej zapadają na ciemność.
Głowy nie dam, co mi jako pierwsze poszło w smak, ale wiem, że w dniu, kiedy do imentu będę pochłonięta degustacją świata, trafi się ni stąd ni z owąd zupełnie mdły kawałek.
Mogę nie być pewna zapachu, który w obecności podarował mi umiejętność przeczuwania sąsiedztwa kwiatów i ciał, innych niż własne, a im większa moja wiedza, tym bliżej mam do bezwiedności.
Nie jestem w stanie powiedzieć, za czego dotknięciem dostałam dłoni i który z kolei dotyk: śliskiego słoika, czy roztrzęsionego powietrza w środku snu obróci ją wniwecz.
Gdybym tylko wiedziała, jaki dźwięk zasiał we mnie słuch, może i umiałabym rozpoznać ten, mający obrodzić ostateczną ciszą.
A tu niezbywalne jest tylko to, że - kiedy właśnie zastanawiam się nad przyczyną przejawiania ciała, pustoszeje sypko pamięć i oddech.
* Cotidie morimur - (łac.) umieramy co dzień
|