niebo zamknięte hermetycznie w widnokręgu
mantrą nocnego deszczu wionę
i teraz już wiem, już przeczuwam
że gwiazda to nie ciało niebieskie
lecz czworo oczu w ten sam punkt utkwione
one wyrastają na cedrowym śnie
stępione konturem, sokiem zbełtane
jak dwa ściśnięte pnie
w wysoką nawzajem związane altanę
*
księżyc jeszcze się przeciska
w świtania z perłowych chmur zawiniątku
oddalona od dnia i tak już go bliska
szukałam ciebie w jego oranżowym końcu
miast – – – na początku
światło przeziera się przez noc
jednak rozwarła się w niej szczelina! – –
nie wiem tylko, czy to światło, czy ten mrok
w heliotrop mnie zaklina…
pokropiony jak wstążki liliowe
|