Tak, nie jestem saskim bibelotem,
ani włosów nie mam szczerozłotych.
W spojrzeniu ewidentny brak karatów
i nie jestem konieczna światu,
żeby kwitł, żeby mżył, żeby –żył-
Moja miłość byłaby dosyć nieudana,
gdybym kochała prawdziwie tylko wtedy,
kiedy w układam wieczór dla pana,
a pana krokiety mogą być, od biedy.
Tak, można być bardziej samotnym,
niż się tego nie chce.
Toczyć wytrwale jednogłośne mocno dialogi.
Tkliwe uczucia ważyć sobie lekce
na rzecz rzeczy iście błogiej.
Ale ja kochać mogę tak tylko,
jak nawet oczy nie są nieopatrzne
i już za jedną odtąd chwilką
nie – nie kocham! Ja dopiero zacznę!
Dlatego mój wymarzony facet
może i ma nie za wysoką płacę,
ale jego oczy czy to jasne, czy piwne,
tak, jak moje muszą być dziwne.
Usta, co mówią od rzeczy i od serca,
by mi pochlebiał i bywał oszczercą.
Czemu nie? Ha! I co z tego,
że wypadałoby mieć ze sobą coś wspólnego?
Czy nie wystarczy, że mój ukochany
też nie jest całkiem z porcelany?
I nie wystarczy, że jest konieczny mnie,
żebym kwitła, żebym brzydła trochę – mniej? -
|