I
Na tej werandzie, przez ciebie witany,
czułem, jakby krew przesączyła bieluń
– w cieniu tuhanowickiej altany
tchnął twój kapelusz.
II
Słońce nurza w ogrodzie swe kity,
to in nubibus gasi spojrzenia Maria.
Byle wtręt mnie labilne błękity,
fantazyj varia.
III
Sepet mglich klejnotów, kryjówka nasza
glissando przemienia się w tułacza.
Cień miesiąca srebrem liście okrasza,
dusze roztacza.
IV
Dotąd jeszcze wołałaś: „o Gustawie!”,
ckliwie patrząc jak ta chimera pryska.
Czemu więc ofiarowałaś przy stawie
listek cypryska?
V
Krosna mrozu kryształ kwiatu malują.
Pragnąłby je Lorens nazrywać flamie.
Nie potrafiąc, jedynie dłoń jej ujął.
Wybacz Adamie!…
VI
Nie słychać zabaw in dulci iubilo:
firn zagościł w lipowej altanie.
Wśród tamtych drzew, co zgubiłem, Marylo,
przy nich zostanie!
21.08.2005
|